mniej wygodnie
jadę odebrać samochód od mechanika. jednak planuję częściej zostawiać go „w domu”. mam nadzieję, że pokonam lenistwo.
bez samochodu mniej wygodnie. ale tyle więcej frajdy z życia.
moja średnia liczba kroków w ciągu dnia wzrosła o ponad połowę. efekt samochodu w warsztacie. miodzio
zauważyłem, że od kiedy stałem się bardziej aktywny, a więc w sumie już od dawna, w kawiarniach, zamiast wygodnych kanap i foteli, wybieram wysokie krzesła, najlepiej tylko z drewna, na których mogę siedzieć mocno wyprostowany, wyciągnięty. nie wyobrażam już sobie inaczej.
wygoda zazwyczaj nie oznacza dla mnie nic dobrego. to ta niewygodna droga najczęściej prowadzi mnie do postępu, rozwoju, ale i spokoju. dlatego staram się kierować zasadą „mniej wygodnie”.
ostatnio wychodząc rano z domu zostawiam otwarte okno na cały dzień. efekt: jak wracam po 23 to w domu jest zimno.
zdecydowanie mniej wygodnie. mniej przyjemne. szczególnie, że wracam padnięty.
ale mieszkanie przewietrzone i w nocy o wiele lepiej się śpi. także na plus.
04:59. dzień dobry świecie. mamy nowy tydzień, co z nim zrobię? zacznę od spaceru. tak, od spaceru! zamiast kawy. albo raczej przed kawą.
a więc dzisiaj poruszałem się na nogach i komunikacją miejską zamiast autem.
padał deszcz, śnieg, jestem wymęczony, mięśnie bolą, przeszedłem wiele km, nosiłem ciężki plecak, wróciłem późno, siłownia, tańce, praca…
to była wspaniała decyzja :) czuję się nieziemsko dobrze po tym dniu…
sypiam na podłodze. już od kilku miesięcy. i tak się przyzwyczaiłem, że jak dzisiaj wróciłem zmęczony po treningach i zobaczyłem rozłożone rano na podłodze dokumenty, zamiast wybrać na jedną noc łóżko, usiadłem, posegregowałem i uprzątnąłem.
by mieć swoje miejsce do spania…
zauważyłem ostatnio, że siedząc na moim ulubionym stołku i pisząc w dzienniku, lekko odkręcam się w jedną stronę.
A więc, w ramach filozofii „mniej wygodnie”, uczę się aby siedzieć odkręconym w tę drugą stronę.
tak, jest mniej wygodnie.
nie zamówiłem na dziś pudełek. sam nie do końca wiem dlaczego. wstałem rano i – tradycyjnie – wyszedłem po jedzonko, a tam… pusto. w pierwszej chwili lekki niepokój. „co ja będę dziś jadł?”.
czas się od tego odwiązać. choć wiem, że to było zdrowe rozwiązanie.
poranny spacer uświadomił mi jedno: zasiedziałem się trochę ostatnio, mocniej, niż bym chciał. kiedyś chodziłem całymi dniami, snułem się, szukałem, ruszałem się. tęsknię za tym. ostatnio coraz częściej wybieram do pracy dom, samochód jest codziennością,
zastąpienie kawy (najlepszej – porannej) herbatą byłoby bez sensu. przynajmniej zwykłą herbatą. a zieloną? pytanie tylko, czy to jedynie półśrodek (w końcu przecież sama woda?), czy taki wybór miałby jednak sens w dłuższej perspektywie. przynajmniej pozbyłbym się cukru z rana…