zostałem dzisiaj gwiazdą pogrzebu…
dziwnie to brzmią ale właśnie tak wyszło. do tego takim trochę antybohaterem.
pojechałem na pogrzeb w koszuli i cienkiej marynarce. oczywiście spodnie też były na miejscu. wszystkich zaskoczył brak kurtki – przy dość mocno minusowej temperaturze.
w sumie zawsze chodzę ubrany dość cienko. no nie pomyślałem, żeby zabrać kurtkę – tak dla przyzwoitości, chociażby po to, by mieć spokój od zastanawiających się głośno ludzi, czy mnie przypadkiem bóg nie opuścił. wszyscy opatuleni w grube kurtki, swetry, czapki, szaliki i do tego… zakatarzeni i po kilku chorobach w tym roku.
ja nie pamiętam, kiedy ostatnio chorowałem, czy choćby miałem katar… ale to ja źle żyję :)